środa, 20 lutego 2013

Bywa tak, że chcesz i nie chcesz...

Bywa tak, że wulgarnie jest i czasem nic na to nie poradzisz.
    Tekst zainspirowany, nie autopsyjny (choć podobno takie są najbardziej wartościowe).
     Przyszedł do mnie znajomy, wypiliśmy po trzy piwa i jakoś go złamało. Oczy się zeszkliły i powiedział : Łoli, wyjebią mnie chyba z tej roboty...

    Wstajesz rano, myjesz twarz, zęby, szybki prysznic, kawa, śniadanie(zakładając, że zdążysz) - idziesz do pracy (zakładając wariant optymistyczny: masz pracę). Robisz, co do ciebie należy - jeśli nie jesteś leniem, robisz to tak, jak należy, ale po jakimś czasie nagle okazuje się, że nie robisz tego dobrze.
    Przychodzi do ciebie facet i mówi, że to chujowe, tamto chujowsze, ty jesteś chujowy i najlepiej to albo weź się do roboty, albo weź spierdalaj. Krew cię zalewa, ale spinasz zwieracz, bierzesz się w garść i atakujesz z pełną mocą, bo przecież masz siłę i zapał do pracy.
    Po jakimś czasie sytuacja się powtarza: wpada ten sam facet, ale jakiś inny - jakby więcej zmarszczek miał na czole - generalnie sytuacja się powtarza, to srakie, to owakie, weź się do roboty. Masz siłę, masz wiarę w siebie, bierzesz się do pracy.
    Znowu jest dobrze i nie tracisz na produktywności, ale po raz kolejny czeka cię wizyta smutnego faceta, który teraz wydaje się jakby był jeszcze starszy. Tym razem już nie podchodzisz do tego z euforią, zastanawiasz się, czy jest sens wstawania rano, skoro zapierdalasz co raz bardziej - a oceniają cię co raz gorzej.
    Ja się pytam, jaki jest sekret bycia dobrym szefem/menagerem/kierownikiem czy innym krawatem? Czy skuteczniejsza jest motywacja i pobudzanie pozytywne - nagradzanie za dobrze wykonaną pracę i sukcesy, czy kopanie w dupę nawet wtedy, kiedy jest ok, tylko musisz znaleźć winnego swojej sytuacji?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz