wtorek, 18 marca 2014

prawyalt.pl

Tylko na stronie prawyalt.pl znajdziesz najświeższe treści!
Powodzenia :)

czwartek, 6 marca 2014

Czasem bywa tak, że ma się wszystko gdzieś.

Do dzisiaj się nie zastanawiałem,  jak to jest być osobą,  która się nie przejmuje. No bo jak to jest, mieć wszystko w dupie?  Czy to jest w ogóle realne? 
Są rzeczy, ktore mogą mnie nie obchodzić,  bo mnie nie dotyczą.  Budują meczet w Warszawie - mam to w dupie, niech budują. Rzad podnosi podatki dla twórców - mam to w dupie...póki jeszcze nie wprowadzili. W Syrii się tłuką,  na Ukrainie się leją - mam to gdzieś.  To odległe i zbyt dla mnie nierealne żebym mógł sie tym przejąć.
Nie dostałem wypłaty,  kolega/koleżanka nie dostała - rusza mnie to. Sport - niezależnie od kraju,  niezależnie od dyscypliny (no dobra, wszystko poza curlingiem) - wzruszam się. Możliwe,  ze przez wzgląd na moją sportową przeszłość.  Nie zmienia to faktu, że daleko mi do powszechnej ambiwalencji. 
Jak to jest nie przejmować się niczym?
Jak to jest mieć wszystko gdzieś? 
Ja się tego chyba nigdy nie dowiem,  ale może są osoby, ktore to wiedzą.

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Czasem bywa... Panie i Panowie : Herbie Hancock "The Imagine Project".

Rzadko. Rzadko, ale czasem jednak - mam ochotę podziękować artyście za jego wkład w muzykę i w ten fragment mojego życia, w którym zachwycam się jego twórczością. Herbiego usłyszałem od Piotrka, który z każdym kursem na akademię przywozi co raz więcej dobrej muzy, czasem mocno pokręconej, często dobrze nakręconej i jadącej w ciekawą stronę. Zaskoczył od razu, wszedł bez popitki i nie wyszedł z drugiej strony jak produkt uboczny...no nieważne czego. Słuchać go w tym stanie, to trochę tak, jakby zanurzać głowę w wiadrze z budyniem. Po prostu. Lubię budyń i lubię Hancocka. Hancocka wchłaniam w takich ilościach, że proporcjonalnie budyniu musiałoby być bardzo dużo. Leci sobie w tle, zapętla mi wszystko. Niedziela odchodzi powoli w niepamięć.

środa, 20 lutego 2013

Bywa tak, że chcesz i nie chcesz...

Bywa tak, że wulgarnie jest i czasem nic na to nie poradzisz.
    Tekst zainspirowany, nie autopsyjny (choć podobno takie są najbardziej wartościowe).
     Przyszedł do mnie znajomy, wypiliśmy po trzy piwa i jakoś go złamało. Oczy się zeszkliły i powiedział : Łoli, wyjebią mnie chyba z tej roboty...

    Wstajesz rano, myjesz twarz, zęby, szybki prysznic, kawa, śniadanie(zakładając, że zdążysz) - idziesz do pracy (zakładając wariant optymistyczny: masz pracę). Robisz, co do ciebie należy - jeśli nie jesteś leniem, robisz to tak, jak należy, ale po jakimś czasie nagle okazuje się, że nie robisz tego dobrze.
    Przychodzi do ciebie facet i mówi, że to chujowe, tamto chujowsze, ty jesteś chujowy i najlepiej to albo weź się do roboty, albo weź spierdalaj. Krew cię zalewa, ale spinasz zwieracz, bierzesz się w garść i atakujesz z pełną mocą, bo przecież masz siłę i zapał do pracy.
    Po jakimś czasie sytuacja się powtarza: wpada ten sam facet, ale jakiś inny - jakby więcej zmarszczek miał na czole - generalnie sytuacja się powtarza, to srakie, to owakie, weź się do roboty. Masz siłę, masz wiarę w siebie, bierzesz się do pracy.
    Znowu jest dobrze i nie tracisz na produktywności, ale po raz kolejny czeka cię wizyta smutnego faceta, który teraz wydaje się jakby był jeszcze starszy. Tym razem już nie podchodzisz do tego z euforią, zastanawiasz się, czy jest sens wstawania rano, skoro zapierdalasz co raz bardziej - a oceniają cię co raz gorzej.
    Ja się pytam, jaki jest sekret bycia dobrym szefem/menagerem/kierownikiem czy innym krawatem? Czy skuteczniejsza jest motywacja i pobudzanie pozytywne - nagradzanie za dobrze wykonaną pracę i sukcesy, czy kopanie w dupę nawet wtedy, kiedy jest ok, tylko musisz znaleźć winnego swojej sytuacji?

czwartek, 17 stycznia 2013

Bywa tak, że szkoda gadać...


 Kędzierzyn-Koźle, piękne miasto, w którym się wychowałem. Moi drodzy, a wokół syf, kiła i mogiła, jak mawiały nasze babcie. Smutek mnie ogarnia i wstyd, aż żałośnie się robi momentami. Najpierw w powiecie "afera taśmowa", w której główną rolę zagrał Pan Gładysz, na dokładkę świeżynka - zwolnienie dyrektora ZOZ w szemranych okolicznościach, a teraz UM i sądzenie się z krytykami. Pojawił się kolejny temat zastępczy, odciągający uwagę mieszkańców od niegospodarności UM powszechnie wśród jego pracowników zwany "Mordorem" (ciekawi Was dlaczego? mnie już nie). Pan prezydent podczas swojej "owocnej" kadencji słynie z przegrywania spraw w Sądach. Sądzić satyrę? Wolny żart i zarazem zamach na wolność. Pani Halino Damas-Łazowska, w wywiadzie dla radia stwierdziła Pani poprzez opis normalności, że większość mieszkańców jest wg. Pani nienormalna. Dziennikarze, nauczyciele, pracownicy urzędów. Czyli ludzie z doświadczeniem i wykształceniem, a przynajmniej wiedzący czego od władzy chcą. Czy nam wypada również zgłosić doniesienie do prokuratury? Wszakże to również jest obraźliwe.
Zachowujecie się Państwo, jak ten "pies sąsiada", który słysząc reprymendę zamiast skulić ogon - ujada jeszcze głośniej.

Pozwolę sobie zacytować stanowisko reprezentowane w takich sprawach przez Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu: "swoboda wypowiedzi, w tym debaty politycznej, jest rdzeniem koncepcji demokratycznego społeczeństwa, warunkiem jego rozwoju i samorealizacji jednostki. Nie może ona ograniczać się do informacji i przedstawienia poglądów odbieranych przychylnie albo postrzeganych jako nieszkodliwe lub obojętne. Odnosi się to w równym stopniu do poglądów, które obrażają, oburzają lub wprowadzają niepokój."

W którym miejscu - chcąc respektować te wytyczne - jesteście fair wobec ludzi, których nabraliście przy okazji wyborów? W którym nie zbliżacie się do metod PRL-owskiej inwigilacji,? Za kilka chwil przypuszczalnie usłyszymy o reperkusjach związanych z listą nazwisk.

Mówiąc wręcz prostacko, władze mówią nam : "szczym ryj plebsie". A my na to pozwalamy.

Chciałbym uzyskać odpowiedzi na swoje pytania, ale to tylko czcze zachcianki, bo nikt z rządzących nigdy nie miał na tyle ikry, by odpowiedzieć obywatelowi patrząc prosto w oczy i zgodnie z prawdą.

wtorek, 14 lutego 2012

Bywa tak, że po prostu to wiesz.

Czas pokazuje. Miejsce stwarza okazje. Akcja, to już Twój wybór - czy tego chcesz, czy nie.
W czerwcu A.D. 2010 zauważyła mnie. Ja też ją zauważyłem. Można powiedzieć, że się zauważyliśmy. Pomyślałem wtedy - tak, jest w moim typie. Niestety nie udało się z rozmową. Niestety nie dlatego, że mnie spławiła. Zwyczajnie była lekko wstawiona, dziwnie się zachowywała i popełniła jeden błąd taktyczny. Stwierdziłem, że nic z tego nie będzie, bo nie lubię pierwotniaków.
W lipcu A.D. 2010 zauważyłem ją przy barze. Pomyślałem - dalej jest w moim typie. Zaczęliśmy rozmawiać. Okazała się błyskotliwą i czarującą osobą z świetnym poczuciem humoru. Wniosek z tego taki, że lepiej by było, gdybyś nie sądził ludzi po pozorach i ich pierwszym zdaniu i zachowaniu, bo może to po prostu być błędne wrażenie.
Pierwsza randka - niby nic. Wróciłem do domu nad ranem. Ucieszony, jak dzieciak, który pierwszy raz jedzie pociągiem, wracałem kilka kilometrów piechotą. Później było coraz lepiej. Wiele rzeczy nas połączyło, wiele podzieliło. Poznaliśmy swoje psy, swoje koty, nawet swoich rodziców. Siedzieliśmy do rana na schodach sąsiadów, spacerowaliśmy gdzie się dało. Pracowaliśmy nad sobą nawzajem. Tak, wiem, że zdarzało mi się potykać. Tak, wiem, że nie jestem mistrzem świata w życiu i żeby spaść jeszcze niżej potrzebowałbym łopaty. Jedno za to wiem na pewno : to Ona. Ta jedna, przez którą zapominasz, że był ktokolwiek inny. Ta jedna, dzięki której chcesz się wspinać dalej po drabinie życia. Ta jedna i wiesz, co? Nie zawsze było pięknie, nie zawsze było łatwo ją kochać, ale połóż mnie w łóżku obok jakiejkolwiek innej - nie kiwnę palcem. Czy wiem co to jest miłość? Jeżeli nie to, co czuję do niej, to nie wiem, bo nigdy wcześniej się tak nie czułem.
Kwiecień 2011 - zaręczyliśmy się. Czy to nie za wcześnie? Nie. Czy cały czas chcę z nią być? Tak. Bez względu na to, czy będę mógł realizować swoje plany na życie? Przecież to Ona jest moim planem na życie. Jeżeli pytasz czy miłość istnieje, odpowiem, że tak. Jeżeli jednak myślisz, że to tylko motylki w brzuszku, pluszowe misie, kwiaty i biżuteria - wybacz, wyprowadzę Cię z błędu. Miłość to ciężka praca. Po czym w takim razie odróżnić ją od ciężkiej pracy? Nie ma reguły - ja odróżniam miłość po tym, że każdego dnia wstaję i chcę nad nią pracować, być dobrym człowiekiem, dawać z siebie to, co najlepsze. Nie chcę się wypisywać z tego interesu, kiedy mam gorszy dzień. Wiesz, czasem coś nie pasuje, denerwujesz się i nie panujesz nad sobą - uświadom sobie wtedy, że ta druga osoba nie jest Tobą. Nigdy nie będzie. Sam jeszcze mam z tym kłopot. Co będzie dalej? Czas pokaże.